Wacław Kowalski. Wspomnienie
Choć nie ma go już z nami od 15 lat - nadal żyje w naszej pamięci. Przypominają, go nam jego najgłośniejsze filmy: "Sami swoi", "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". Znają je wszyscy. Kiedy ukazują się na ekranach naszych telewizorów, biją rekordy oglądalności. Jego talent, wrodzona "vis comica" i znakomicie zagrana rola Pawlaka, kresowego chłopa osiadłego na ziemiach odzyskanych, bawią do łez i zachwyca kolejne pokolenie widzów.
Z Wackiem Kowalskim spędziłem w Teatrze Klasycznym (dziś Studio) i w Teatrze Rozmaitości wiele lat, kiedy się przeniósł z Łodzi do Warszawy. Były to lata 50.
Graliśmy razem w kilku sztukach. Między innymi w "Dzikich łabędziach" według Andersena, w "Dombey i syn" Dickensa, w "Dwóch panach z Werony" Szekspira, w "Żeglarzu" Szaniawskiego i w "Niepokoju przed podróżą" Broszkiewicza. Poza wymienionymi grał jeszcze w wielu innych sztukach.
Jako rasowy aktor charakterystyczny był nieodzowny w zespole. Tworzył barwne postacie, które przemawiały do wyobraźni widza. Szalenie ambitny i pracowity piął się w górę. W życiu prywatnym skromny, prosty i bezpośredni. O dużym poczuciu humoru.
Urodził się na Kresach. Stąd też jego śpiewny akcent. W roku 1937 ukończył seminarium nauczycielskie i rozpoczął pracę w Instytucie Pedagogiki Specjalnej, ale nie bardzo go to interesowało. Marzył o innym zawodzie. Obdarzony pięknym barytonem myślał raczej o karierze śpiewaka operowego. Po wojnie zaczął się uczyć śpiewu w konserwatorium muzycznym u światowej sławy śpiewaka prof. Adama Didura. Będąc w Łodzi, zgłosił się jako statysta do Teatru Wojska Polskiego, gdzie rozpoczynano próby z "Krakowiaków i górali". Został przyjęty. W tłumie wypatrzył go wielki Leon Schiller i powierzył mu niewielką śpiewającą rólkę. I tak się zaczęło. Wkrótce dostał się do filmu. Zagrał śpiewaka z gitarą w "Zakazanych piosenkach". Zaczęto go obsadzać w kolejnych filmach. Zagrał w bardzo dużej liczbie filmów, tworząc prawdziwe "perełki" nawet w niewielkich rolach. Oglądaliśmy go między innymi w "Przygodzie na Mariensztacie", w "Trudnej miłości". "Pod gwiazdą frygijską", "Pętli", "Wolnym mieście", "Dwóch panach N". "Klubie kawalerów" i wielu, wielu innych. Ale dopiero rola Pawlaka w filmie Sylwestra Chęcińskiego "Sami swoi" w roku 1967 przyniosła mu nieprawdopodobną popularność.
Sam nie mógł w nią uwierzyć. Wszędzie gdzie się pojawił, otaczały go tłumy. Miał wtedy 51 lat. Otworzyły się przed nim ogromne horyzonty. Film obejrzała rekordowa liczba widzów. Sukces był tak wielki, że publiczność wręcz żądała kontynuacji losów Pawlaka. Powstały filmy "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". Przyjęto je z równym entuzjazmem, co poprzednie. Mimo sukcesu nie przewróciło mu się w głowie. Do końca pozostał człowiekiem skromnym. Mieszkał wraz z żoną i dwoma synami w Brwinowie pod Warszawą. Kochał swój zawód, swoją pracę i rodzinę. Z nią czuł się najlepiej. Nie miał samochodu, a do Warszawy dojeżdżał pociągiem. W chwilach wolnych uprawiał ogród i zajmował się pszczelarstwem Cieszyła go popularność, ale też męczyła. Utożsamiano go z Pawlakiem. Na małym ekranie w serialu telewizyjnym "Dom" w reżyserii Jana Łomnickiego znakomicie zagrał dozorcę Popiołka i znowu zapisał się na zawsze we wdzięcznej pamięci widzów. W "Czterdziestolatku" był majstrem Popielakiem, a w "Polskich drogach" kościelnym Kulpińskim. W Teatrze Telewizji stworzył wyrazistą postać Smarkuli w "Chłopcach" Stanisława Grochowiaka.
Karierę teatralną po zdaniu egzaminu eksternistycznego w roku 1951 zaczynał od Teatru Nowego w Łodzi, którym kierował Kazimierz Dejmek. Zagrał u niego w "Brygadzie szlifierza Karhana", "Zwycięstwie", "Poemacie pedagogicznym", "Łaźni", a także w "Don Juanie" i "Domku z kart". W Warszawie poza Klasycznym (dziś Studio) i Rozmaitościami związany był z Teatrem Polskim. Grał tam między innymi w "Wesołych kumoszkach z Windsoru", "Nikt mnie nie zna" Aleksandra Fredry. Z Polskiego przeniósł się do Teatru Na Woli i to był ostatni teatr. Oglądaliśmy go w "Do piachu" Różewicza, jako Grzegorza w "Damach i huzarach" Aleksandra Fredry i Starca w "Klątwie" Stanisława Wyspiańskiego, a także jako Księdza Logę w "Fantazym" Juliusza Słowackiego. Ostatnie filmy, w których wystąpił, to "Białe tango" i "Przygrywka" w roku 1982. Marzył o roli Szwejka, ale nigdy go nie zagrał. W tym też roku po nieoczekiwanej śmierci ukochanego syna - studenta medycyny - załamał się nerwowo i usunął się w cień. Nie przyjmował żadnych propozycji. Zmarł osiem lat później 27 października 1990 roku.
Witold Sadowy
Gazeta Wyborcza - Stołeczna nr 275
26-11-2005