Naprawdę była ''filigranowym blond bóstwem z talią osy''. Ilona Kuśmierska do roli w "Samych swoich" musiała mocno zbrzydnąć
Reprezentowała Polskę w Cannes, dostała szansę na zrobienie międzynarodowej kariery, ale zrezygnowała z niej, twierdząc, że wolałaby najpierw skończyć szkołę. Później cała Polska pokochała ją za rolę w komedii Sylwestra Chęcińskiego, którą na zawsze zapisała się w historii naszej kinematografii.
Ilona Kuśmierska – Jadźka Pawlakowa z "Samych swoich" i Emilka Niechcic z "Nocy i dni" - miała niemal wszystko, co potrzebne aktorce do odniesienia sukcesu: osobowość, urodę i wielki talent.
Mało kto wie, że zanim Kuśmierska pojawiła się na planie kultowego filmu, była poszukiwana przez zrozpaczonych producentów, a następnie poddana metamorfozie, na którą nabrali się nie tylko widzowie, ale i ludzie branży.
Filmowy debiut
- Chodziłam do dziesiątej klasy, kiedy reżyser Sergiusz Jutkiewicz poszukiwał młodej dziewczyny, która zagrałaby rolę góralki Ulki w jego filmie "Lenin w Polsce" – opowiadała Kuśmierska w "Kurierze Lubelskim".
- Poszukiwał dziewcząt w całej Polsce. Spośród sześciuset kandydatek wybór padł na mnie. Byłam w kółku dramatycznym, tam fotoreporter "Panoramy" zrobił mi kiedyś zdjęcie, które czasopismo opublikowało potem na okładce. Stałam w sweterku góralskim, z nartami... Tak mnie zobaczył Jutkiewicz.
Kiedy Kuśmierska zjawiła się na planie filmowym, miała 16 lat. Początkowo była onieśmielona obecnością znanych i cenionych aktorów, ale szybko udało się jej przełamać lęk i tremę.
To wtedy postanowiła, że po maturze pójdzie do szkoły aktorskiej. Ale jeśli sądziła, że doświadczenie zdobyte na planie filmowym pomoże jej w jakikolwiek sposób, była w błędzie.
- Kiedy zdawałam do szkoły teatralnej, Kazimierz Rudzki położył palec na ustach: "Ciii, tylko niech pani nie mówi, że pani grała w filmie" – wspominała w "Kurierze Lubelskim".
- To był czas, kiedy teatr to było sacrum, w dodatku okrutnie zazdrosne, więc nie wolno było aktorom teatralnym grać w filmach. Olbrychskiego wyrzucono za "Popioły", Braunek za "Polowanie na muchy", Brylską... Żadnego rozpraszania na boki.
Szansa na międzynarodową karierę
Premiera „Lenina w Polsce” odbiła się w świecie szerokim echem.
- Spotykaliśmy się z widzami w wielu miastach Związku Radzieckiego, w Moskwie, Kijowie, Leningradzie... - opowiadała w "Kurierze Lubelskim".
- W 1964 roku pojechałam do Cannes. Nawet tam doceniono talent młodej aktorki, choć ona z szansy nie skorzystała.
- Dostałam propozycję zagrania z Annie Girardot, ale szkoła okazała się silniejsza niż debiut za granicą – tłumaczyła. Nie żałowała, bo i w kraju czekały na nią interesujące propozycje – w tym rola, która zapewniła jej nieśmiertelność, w kultowej trylogii Sylwestra Chęcińskiego.
Szukali jej przez radio
Zaraz po castingu do „I było święto” (pierwotny tytuł „Samych swoich”) Kuśmierska pojechała z rodzicami na Węgry.
- Zaplanowali wypoczynek nad Balatonem, ale po drodze wpadli na kilka dni do Budapesztu. I tam, na jednym z mostów, spotkała znajomego, który właśnie przyjechał z Polski. Od niego dowiedziała się, że wrocławska wytwórnia poszukuje ją przez radio i prosi o kontakt. Z najbliższej poczty zadzwoniła do Wrocławia, dowiedziała się, że musi wracać, bo dostała rolę i lada dzień zaczną się zdjęcia. Rodzice zostali w Budapeszcie, ona wsiadła w pociąg i wróciła - pisze w książce „Sami swoi. Na planie i za kulisami komedii wszech czasów” Dariusz Koźlenko.
Chęciński był Kuśmierską zauroczony, podkreślając w rozmowie z autorem, że miała wszelkie walory fizyczne („wszystko niewulgarne, był w tym wdzięk”) Jadźki Kargulówny, choć pierwsze dni na planie pokazały, że ingerencja kostiumolożki jest konieczna.
Dziewczyną, którą trzeba było ''optycznie'' powiększyć
- To było filigranowe blond bóstwo! Z talią jak osa - przytacza słowa męża aktorki magazyn „Rewia”.
Istotnie, Kuśmierska była niewysoką (158 cm), filigranową (47 kg) dziewczyną, którą trzeba było „optycznie” powiększyć.
- Alicja Wasilewska ubierała ją w przyciasne bluzki i wełniane sweterki w poprzeczne pasy, które ją poszerzały i eksponowały biust. Podwójne, fałdowane spódnice powiększały jej biodra. Specjalnie dobrane ubranie zmieniło proporcje ciała Kuśmierskiej tak, że w filmie wydaje się dużo wyższa i masywniejsza - tłumaczy Koźlenko.
Ekipa Chęcińskiego perfekcyjnie wywiązała się z zadania, a na magię kina dali się nabrać nie tylko widzowie.
– Mój mąż, Ireneusz Kocyłak, tuż po ukończeniu PWST zaangażował się do teatru im. Jaracza w Olsztynie – opowiada Kuśmierska. – W 1968 roku, sześć miesięcy po premierze „Samych swoich”, Aleksander Sewruk, ówczesny dyrektor olsztyńskiego teatru, polecił mnie reżyser Stefanii Domańskiej do roli trzynastoletniej Myszki w sztuce „W czepku urodzona”. Pani reżyser zaprotestowała: Jadźka Kargulówna to kawał baby, a ja potrzebuję malutką, drobną trzynastolatkę. Dyrektor jej odpowiedział: I taką właśnie pani proponuję.
Byłam skasowana jak samochód''
Co zatem sprawiło, że Kuśmierska nagle zniknęła z branży?
- W 1998 roku miałam poważny wypadek samochodowy. Wjechałam autem pod tramwaj – opowiadała w "Rewii". - Byłam połamana, skasowana jak samochód. Trzy miesiące leżałam w szpitalu, do domu wróciłam na noszach. Jeździłam na wózku inwalidzkim, uczyłam się chodzić na nowo. To mnie całkiem odsunęło od grania.
Kuśmierska przestała pojawiać się na ekranie, ale była aktywna zawodowo – została reżyserem dubbingu i świetnie czuła się w nowej roli.
- Ten wypadek powiedział mi coś ważnego: aby nie żyć za szybko – dodawała w "Kurierze Lubelskim". - Robić tyle, ile się może. Cieszyć się każdym dniem życia. Każdym faktem. Codziennie budzę się i mówię: dziękuję ci, Boże.
l