top of page

Miłość do Kargula i Pawlaka przywiózł z USA

Dialogi z filmu „Sami swoi“ zna na pamięć. Odwiedził wszystkie miejsca związane z sagą o Kargulu i Pawlaku, poznał reżysera i aktorów. - Bo my wszyscy jesteśmy sami swoi - śmieje się Wiesław Makulski z Grabowca koło Bielska Podlaskiego.

Święta to czas, który spędzamy z całą rodziną. W wielu domach wspólnie ogląda się ulubione filmy. W repertuarze nie może zabraknąć starych, dobrych, polskich komedii, klasyków, które od lat ściągają przed telewizory całe pokolenia. Starsi pamiętają je z dzieciństwa i pomimo, że widzieli je już setki razy, ciągle się przy nich świetnie bawią. Jednym z takich filmów jest polska komedia wszech czasów, czyli „Sami swoi”.

Któż nie kojarzy słów: „Kargul podejdź no do plota, jako i ja podchodzę” lub dialogu: „- Wicia wierzchem jedzie. - Nie możliwe, na kocie? - wypowiadanych ze specyficznym akcentem przez Wacława Kowalskiego i Władysława Hańczę.

Trylogię o Kargulu i Pawlaku wielu z nas zna niemal na pamięć. Ale są tacy, którzy wiedzą o niej wszystko. Taką osobą jest Wiesław Makulski z Grabowca, wsi znajdującej się koło Bielska Podlaskiego. Z zawodu jest budowlańcem, pracuje w jednej z lokalnych, dużych firm budowlanych. Ale jego pasją jest właśnie film „Sami swoi”.

Pokój pełen gadżetów

Makulski sypie z pamięci dialogami z tej polskiej komedii. Oglądał ją tyle razy, że wyłapał całą masę filmowych wpadek, które - jak sam podkreśla - zdarzają się nawet w największych produkcjach. Ba, mieszkaniec Grabowca osobiście poznał reżysera i większość aktorów grających w filmie i jego kontynuacjach. Nawet szczegóły z ich biografii zna na pamięć. Odwiedził też miejsca, gdzie były kręcone sceny do „Samych swoich”, „Nie ma mocnych” i „Kochaj albo rzuć”. Od lat jeździ na wszystkie zjazdy i spotkania fanów i twórców tej komediowej trylogii. Ich organizatorzy traktują go już jako gościa honorowego.

W swoim domu w Grabowcu jeden pokój pan Wiesław przeznaczył na pamiątki i gadżety związanymi z tymi filmami. W centralnym miejscu ustawił komputer. Po jego włączeniu na ekranie wyświetla się - a jakże by inaczej! - scena z „Samych swoich”. Na podkładce pod mysz widoczne są wizerunki Kargula i Pawlaka, a wokół - mnóstwo pamiątek, zdjęć, plakatów i książek dotyczących tego filmu. Zresztą, sam gospodarz przywitał nas w koszulce z wizerunkiem Kargula i Pawlaka.

Kowalski wychowywał się na Podlasiu

Makulski założył stronę internetową poświęconą filmowym losom rodów Kargulów i Pawlaków. Można tam znaleźć wszystkie informacje związane z filmem.

- Zbierałem je grzebiąc w internecie, rozmawiając z twórcami filmu - opowiada. - Starałem się nawet odwiedzić wszystkich aktorów występujących w tych produkcjach.

Skontaktował się między innymi z panią, która - jako niemowlę - grała nowo narodzoną Anię. Ale o tym - później.

Fakt, że informacje, które zgromadził na swojej internetowej stronie stały się materiałem do niejednej już pracy magisterskiej czy artykułu. Ciągle też kontaktuje się z nim mnóstwo ludzi z całej Polski, którzy proszą go o podesłanie jakiejś informacji, z którymi wymienia się wiadomościami.

A skąd w nim taka pasja akurat do tej komedii? Dlaczego padło właśnie na „Samych swoich”, a nie na inny klasyk polskiej kinematografii, jakim jest np. „Znachor“, który przecież kręcony był w Bielsku i wielu mieszkańców tego miasta ma do niego ogromny sentyment?

- Wszyscy, jak tylko się dowiedzą, że jestem z Bielska Podlaskiego, zadają mi to pytanie - przyznaje z uśmiechem pan Wiesław. - Dlaczego nie „Znachor“? Może dlatego, że bielszczaninem jestem dopiero od 9 lat, a właściwie nawet teraz nie mieszkam w Bielsku, a w Grabowcu koło Bielska. A urodziłem się w Białymstoku. „Znachor” też mi się oczywiście podoba, ale „Sami swoi” jest bardziej radosnym filmem, dialogi z niego są cytowane w codziennych rozmowach między zwykłymi ludźmi, między sąsiadami. A my, ludzie z Podlasia, powinniśmy mieć szczególną sympatię do sagi o Pawlaku i Kargulu. Wacław Kowalski przez pewien czas bowiem mieszkał i wychowywał się na Podlasiu, był kresowiakiem zza Buga, a my wszyscy po trochu jesteśmy „sami swoi“.

Zresztą, jak dodaje Makulski, cała historia rodów Kargulów i Pawlaków to historia kresowiaków, przesiedleńców zza Buga, kulturowo Podlasianom bardzo bliskich.

- Poza tym ten film po prostu bawi. Wyśmiewa wady, które w różnym nasileniu możemy zauważyć u siebie lub innych - tłumaczy Wiesław. - I mimo, że produkcja ta jest na ekranach naszych telewizorów od ponad pół wieku, do dziś cieszy się ogromną popularnością. Śmiejemy się, nawet gdy oglądamy ją po raz setny. Wielokrotnie się zastanawiałem, co jest takiego magicznego w tym filmie, że podbił on serca widzów z całej Polski. Kiedyś nawet spytałem o to Sylwestra Chęcińskiego, ale i on nie potrafił wytłumaczyć tego fenomenu. Przyznał, że gdy kręcił ten film, nawet nie myślał, że będzie to komedia wszech czasów.

Makulski nie jest w stanie powiedzieć, ile razy oglądał już „Samych swoich”, ale na pewno będą to setki, jeśli nie tysiące razy. Zresztą, kiedyś kilkakrotnie oglądał całą filmowa trylogię kadr po kadrze, żeby wyłapać wszystkie, choćby najdrobniejsze wpadki. Znalazł ich całkiem sporo. Jedna z nich to... umaszczenie kota, o którego rozgorzała międzysąsiedzka wojna z finałem w sądzie. W jednej ze scen zwierzę jest biało-brązowe, a w drugiej - biało-czarne. Kolejna wpadka? W tle niektórych filmowych scen widać... nowoczesne słupy wysokiego napięcia.

Zaczęło się w Ameryce, na budowie

Film „Sami swoi” wciągnął Makulskiego od samego początku. Można powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Choć, jak sam przyznaje, premiery w kinie nie oglądał, bo był za mały.

- Moja przygoda z filmem „Sami swoi” zaczęła się z chwilą pierwszej emisji w telewizji, a więc około roku 70-tego - wspomina. - Już po dwóch czy trzech emisjach potrafiłem cytować obszerne fragmenty dialogów, zresztą, jak każdy Polak. Nie wiedziałem tylko, że film ten zmieni całe moje życie...

Kiedy Makulski osiągnął dorosłość, wyjechał za chlebem do Stanów Zjednoczonych. Tam poznał pracujących na budowie Polaków, którym również ten film bardzo się spodobał.

- Potrafiliśmy godzinami cytować poszczególne dialogi i bawić się w zgadywanki, zadając sobie pytania dotyczące tego filmu - wspomina. - I tak zaczęła we mnie kiełkować pasja, miłość do Kargula i Pawlaka. Wtedy też sobie pomyślałem: a czemu nie zrobić strony internetowej o „Samych swoich”, skoro tylu ludzi lubi ten film?

Po powrocie do kraju postanowił zrealizować te zamiary, choć nie było to proste. Jako budowlaniec, w zakładaniu i prowadzeniu stron internetowych doświadczenia nie miał... - Nie znałem się na tym kompletnie - przyznaje. - Potrafiłem jednak godzinami siedzieć przy komputerze i uczyć się, jak wstawić zdjęcie, jak stworzyć szatę graficzną, co zrobić, by link działał. Może to dziś komuś wyda się śmieszne, ale to było 15 lat temu... Pierwsze strony były bardzo prymitywne.

Jakież było jego zdziwienie, gdy po opublikowaniu strony www.filmsamiswoi.pl okazało się, że od razu ma po około 20 wejść dziennie.

- Toż to szok, jak by powiedział Kazimierz Pawlak - śmieje się Makulski. - Te wejścia mnie utwierdziły, że taka strona jest potrzebna. Internauci pisali do mnie, zadawali mi pytania, podsyłali materiały, zdjęcia i pomysły. Tak poznałem Zbyszka z Koszalina. Okazało się, że jest takim samym maniakiem filmu jak ja. Nasza współpraca trwa do dziś, choć w realnym świecie spotkaliśmy się dopiero po 10 latach wirtualnej znajomości.

Spał w domu Kargula

Pan Wiesław odwiedził m.in. Dobrzykowice - podwrocławską miejscowość, gdzie do dziś stoją filmowe domy Pawlaka i Kargula.

- Gdy tylko tam się znalazłem, poczułem magię tego miejsca - opowiada. - Wstąpiła we mnie jakaś dziwna energia, która mieszka we mnie do dziś. No bo proszę sobie wyobrazić, że mogłem dotknąć tych miejsc, o których tylko słyszałem i widziałem na zdjęciach... Jeszcze większym zaskoczeniem było, gdy właściciele domu Kargula - Józefa i Tadeusz Doleccy - zaproponowali mi nocleg... I to gdzie! W pokoju, w którym Jadźka tańczyła z miotłą, a Witia podglądał ją przez okno. Już w tedy wiedziałem, że nie odpuszczę i zacząłem odwiedzać wszystkie miejsca związane z tym filmem.

Stworzył nawet mapę miejscowości, w których był plan filmowy „Samych swoich“ i kolejnych części. Wszystkie je oczywiście odwiedził i zebrał w nich mnóstwo filmowych opowieści.

- Od chwili, gdy Dariusz Koźlenko napisał książkę „Sami swoi. Za kulisami komedii wszech czasów”, uczestniczę we wszystkich wydarzeniach związanych z filmem - mówi. - Poznałem osobiście reżysera Sylwestra Chęcińskiego, aktorów i ludzi, którzy pracowali przy tej produkcji. Na festiwalach, festynach i innych spotkaniach poznałem prawdziwych pasjonatów „Samych swoich“, m.in. Edwarda Masłowskiego, który jako jedyny w Polsce ma prywatne muzeum o tym filmie oraz Wojtka Seredyńskiego, zawsze ubranego w charakterystyczny strój chłopa zabużańskiego, a także organizatorów festynu w Dobrzykowicach i festiwalu w Lubomierzu.

Śledząc losy aktorów i realizatorów filmu udało mu się nawet odnaleźć Martę Muzyczak, która w filmie „Sami swoi“, jako 6-miesięczne dziecko z domu dziecka, odegrała rolę małej Ani Pawlaczkowej.

- Z okazji złotego jubileuszu filmu doszło do spotkania „małej Ani” z reżyserem Sylwestrem Chęcińskim - wspomina pan Wiesław. - Przy spotkaniu po pięćdziesięciu latach zarówno reżyser, jak i pani Marta, nie kryli łez i wzruszenia. Złoty jubileusz „Samych swoich“ odbył się w Lubaniu. By tam dotrzeć, pokonałem 700 km, ale gdy tylko znalazłem się wśród miłośników tego filmu, zmęczenie odeszło.

Wkrótce pan Wiesław ma zamiar odwiedzić kolejną osobę związana z filmową opowieścią o losach Kargulów i Pawlaków - aktorkę Martę Ławińską , która grała Wandę Pawlak, żonę Pawełka w „Kochaj albo rzuć“ i „Nie ma mocnych“. Ta 78-letnia dziś aktorka osiadła na Podlasiu, w okolicach Mielnika nad Bugiem. Rozmowa z nią znajdzie się oczywiście na prowadzonej przez pana Wiesława stronie. Bo - jak mówi Makulski - po ponad pół wieku od premiery filmu ciągle jest wiele do odkrycia i ciągle komedia ta intryguje. Nie tylko pana Wiesława.

Gazeta Współczesna

Andrzej Zdanowicz

Pasjonat filmu Sami swoi
bottom of page